- Ewakuacja! - Shelly przerywa mi krzykiem.
Zdezorientowana podnoszę się i spoglądam w jej twarz. Usiłuje ukryć przerażenie.
- Co się dzieje? - pytam.
- Dzisiaj nie będzie sy...Zabiegów. - poprawia się, pewnie karcąc się za to w duszy. - To nic takiego. Po prostu stało się minimalnie mniej bezpiecznie.
- Jak to? Co ze mną będzie?
- Na jeden dzień musimy przenieść cię do innego sektora. Nigdy tam nie byłaś, ale to niezłe miejsce.
A co z moim światem? Z kotem, z chmurami, z wodospadami...Z Julian'em.
- Gdziekolwiek, byle by panowała tam cisza. - ucinam ze smutkiem.
Shelly przytakuje, po czym chwyta moją dłoń i po chwili biegniemy korytarzem, omijając pojedynczych ludzi skierowanych w przeciwne strony. Czuć spięcie w powietrzu. Na końcu zamiast tak jak zwykle skręcić w lewą odnogę, znikamy w ciemnościach prawej. Shelly wyciąga latarkę, zwalniając kroku.
- Czemu nie ma tu światła? - pytam.
- Rzadko używamy tego korytarza. Jest to część... - urywa.
- Jaka? No dalej...Dokończ.
- I tak za dużo powiedziałam. - wycedza.
Nie odzywam się już, gdy podchodzimy do dość wielkich, białych drzwi, które jakby emitują światłem. Robi się na tyle jasno, bym mogła odczytać numer pokoju. Jakie to liczby? 2 i 3. Pokój 23. Shelly dotyka jakiegoś miejsca na ścianie, z którego wysuwa się panel. Wystukuje długi ciąg liczb i drzwi się otwierają. Zamykam oczy, ale jak na złość, zaczynam się dusić. Tumany kurzu wzbiły się w powietrze, odsłaniając widok na wnętrze pokoju numer 23. Przymrużonym okiem dostrzegam zarysy stołów, krzeseł i wysokich regałów. Shelly przyciska jeszcze jeden przycisk i w ciągu sekundy kurz znika. Klepie mnie po plecach i lekko popycha. Wchodzimy do środka i zdaję sobie sprawę, czym jest ten pokój. Regały które tak naprawdę sięgają sklepienia, są pełne ksiąg. Po lewej znajdują się kolejne drzwi, tyle że z białego, matowego szkła. Widzę przez nie zarysy jakiś przedmiotów. Na środku ustawiono 5 stolików, przy których stoją po 2 krzesła. Wszystko jest bardzo przestronne, w porównaniu do szarego pokoju. Z jedną różnicą. Nie ma tu okien. Choćby najmniejszego. Dodatkowym wzbogaceniem są książki, które po prostu walają się wszędzie. Głównie na stolikach, jeszcze z otwartymi kartami. Może coś komuś przerwano. Tutaj trzymali ludzi. Innych ludzi.
- Jedzenie powinno tu być. Sypialnie znajdziesz dopiero wieczorem. - informuje. - A książek nie tykaj.
Zanim odpowiadam, Shelly odchodzi i trzaska drzwiami. Przełykam ślinę i wzruszam ramionami. Nie mam nic innego do roboty, niż rozejrzeć się tu. Powoli po białych płytach, podchodzę do wielkiego metalowego pudła. Ktoś poprzyczepiał na nim krótkie informacje: "Piątek - Lio", "Spot. przy 22". Właściwie całe jego drzwi są od karteczek, mimo że nie potrafię ich zrozumieć. Stopą odsuwam parę ksiąg i otwieram go ostrożnie. Moim oczom ukazuje się widok, na który mój umysł gwałtownie reaguje. Schowek jest wypełniony jedzeniem. Jedzeniem. Tym prawdziwym. Z nadzieją że to wszystko jest dobre, rzucam się na owoce, pierwsze z rzędu. Chwilę później opróżniam całą półkę. Leżał tam kawałek białego chleba, pomarańczowy napój, okrągłe warzywo, oraz kawałek czegoś słodkiego, delikatnego, czego nazwa uciekła mi z głowy...
Tort, przypominam sobie. Ciasto z kremem! Tort...
- Hej, przestań. - nagle słyszę głos. W jednej chwili zamieram.- A co, jeśli nie będzie dostawy przez długi czas? Punkt 7, paragraf 5, wers 2: "W przypadku...".
- Ok, w porządku... - mówię, obsypując się okruchami. Rozglądam się po pokoju, ale nikogo nie widzę.
- Regulamin. Wszystko tam jest....
- Kim jesteś?
- Nie mam nazwy. Żyję tu...Pomagam ludziom, którzy tu mieszkają.
- Bezimienna? - dziwię się.
- Można tak powiedzieć. A kim ty jesteś?
- Kimś takim, jak ty... - wymrukuję.
- No dobra, jestem robotem. - kobiecy głos wzdycha, po czym gwałtownie zatrzymuje się i jakby wciąga powietrze. - O kurczę...Więc...To już. Właśnie teraz. A ja nie zauważyłam.
- Co teraz? - unoszę jedną brew i odkładam tort z powrotem.
- Punkt 12, ostatni. "Poznasz go. Poznasz go po..." - urywa.
- Co poznasz?
- Wybacz. To poufne. - odpowiada.
- Czy to dotyczy mnie?
- Nie. A teraz...Oszczędzaj jedzenie. - wymija. - W ogóle, jak się tu znalazłaś? I czemu?
Otrzepuję szare ubranie, siadam na kanapie i zasłaniam twarz rękoma. Nie wiem, czemu tu jestem. Miałam nadzieję, że tu naprawdę będzie dobrze. Jednak rzeczywistość trochę się z tym mija. Znowu nie mogę niczego wiedzieć. Robot chyba jest...zepsuty. Najpierw daje mi nadzieję, a później wbija mi nóż w plecy.
- Nic nie wiem.
- Rozumiem.
Nastaje chwila ciszy.
- Nie jestem jednak tak jak ty.
- Wiem to.
- To czemu nie możesz mi powiedzieć?
- Bezimienni nie mają prawa wiedzieć. - wzdycha. - Nawet tego nie możesz wiedzieć. Skomplikowane, co? A ty przecież nie masz imienia.
Jestem Bezimienną. To prawda. Ale kim właściwie ona jest? Zawsze nazywałam tak siebie i kota, ponieważ byliśmy dwoma niewiadomymi, samotnymi duszami które miały tylko siebie.
Co z Julianem? Odpycham tą myśl. Nie mogę go odszukać.
- W takim razie...Czemu służy ten pokój?
- Mieszkali tu ludzie. Którzy przeszli przez pierwszy etap rozpoznania. - czy on specjalnie mówi za dużo? - Głównie czytali. Ale nie myśl, że pozwolono im od samego początku. Kiedyś te regały były puste. Dopiero w 2 etapie powstawania...wszystkiego, przywieziono je tutaj. To miejsce ma swój cel. Po prostu trzymano tu ludzi.
- Trzymano?
- Nie mogę ci nic więcej powiedzieć...Ale pytaj dalej. Może jest coś, co mogę ci zdradzić
- W takim razie chciałabym położyć się spać.
5 kom. = nast. rozdział. Nie mieszam? Specjalnie podałam tu trochę więcej informacji. ;) Ct. "Nie istnieje coś takiego, jak za szybka akcja".
cudny *O*
OdpowiedzUsuńobserwuję ;)
To wszystko zaczyna być coraz bardziej intrygujące :) jestem ciekawa co stanie się potem :* życzę weny ;)
OdpowiedzUsuń